Nie jestem pokoleniem Harrego Pottera. Przeczytałam książki i obejrzałam filmy razem z moją 9 letnią córką. Ujęła mnie wyobraźnia autorki i wspaniały czarodziejski świat. Czasami po ciężkim dniu potrafię sama włączyć film Harry Potter, żeby poczuć ten totalnie oderwany od rzeczywistości klimat. Zwykle każdy ma jakąś ulubioną postać w książce lub filmie, który mu się podoba. Mi od razu przypadł do gustu domowy skrzat Zgredek. Po prostu podbił moje serce.
Gdy zobaczyłam na Pintereście zdjęcia uszytego Zgredka byłam zauroczona. Był pięknie uszyty i na dodatek pomalowany. Pomyślałam sobie, że z uszyciem nie miałabym problemu ale przecież nie dam rady tak go pomalować.
Od tamtej pory minęło trochę czasu. Chciałam iść do przodu i zaczęłam próbować malować buźki lalek. Po raz pierwszy, poza latami szkoły podstawowej, chwyciłam za akwarele i pastele. Z buźkami lalek szło nie źle. To znaczy wiele im jeszcze brakuje, ale mają w sobie to coś ;). Postanowiłam, że najwyższy czas spróbować również ze Zgredkiem.
Szycie go sprawiało mi wyjątkową przyjemność. Gdy nabierał kształtów uśmiechałam się sama do siebie. Przed malowaniem zrobiłam sobie jednak dzień przerwy na "odpowiednie nastawienie się". Był taki ładny niepomalowany, ale ja koniecznie chciałam żeby był brudny jak na filmie. Pomalowałam go najpierw całego podkładem pod farby akrylowe. Po wyschnięciu podkładu farbami akrylowymi w cielisto szarym odcieniu. Na końcu z zapartym tchem zaczęłam malować te wyraziste, zielone oczy. Dopełnieniem całości były fałdy na główce i uszach malowane pastelami. Chciałam koniecznie Zgredka odpowiednio ubrudzić. Teraz jak się na niego patrzę zastanawiam się czy nie ubrudziłam go za bardzo ;).
Na końcu uszyłam mu szatę i skarpetę i skleiłam maleńką książeczkę. Przecież musiał dostać swoją skarpetkę, żeby być wolnym skrzatem ;). Chyba lubię go najbardziej ze wszystkich swoich uszytków...
Komentarze
Prześlij komentarz