Mój dzień ojca był niedzielę. Moi rodzice przyjechali w odwiedziny. Kiedyś pomyślałabym, taka normalna rzecz, nie ma się nad czym rozczulać. A teraz się rozczulam. Tata ma problemy z chodzeniem, kuleje i każdy krok sprawie mu ból. Rzadko się gdziekolwiek wybiera. Przyjechał, żeby sprawić radość mojej córeczce. Przywieźli jej wielką lalę w fioletowej sukience. I byli, po prostu byli a to było takie ważne.
Ilu ludzi tyle opinii o roli ojca. Pamiętam swoje radykalne poglądy sprzed jakiś dziesięciu lat. Uważałam, że posiadanie dziecka to decyzja kobiety. Nasze ciało, nasz brzuch, jak chcemy to możemy się zapładniać In vitro i rodzić. Faceci nie są nam do niczego potrzebni. I gdy tak głosiłam te swoje poglądy usłyszałam „A co by było gdybyś ty nie miała ojca?”. Pamiętam, łzy stanęły mi w oczach i coś zacisnęło się na gardle. Kocham ojca miłością absolutną. Mam pełną świadomość, że to jaka jestem to pochodna tego co dali mi moi rodzice. Przez całe życie patrzyłam jak ojciec się dla nas poświęca. Przez całe życie czułam, że jestem dla niego najważniejsza. To pytanie, które ktoś mi rzucił tak od niechcenia sprawiło, że zaczęłam myśleć. Mama pokazała nam jak dawać miłość absolutną. Miłość, która niczego nie oczekuje w zamian. Ojciec pokazywał mi swoim życiem jak być dobrym i dumnym człowiekiem. Podziwiałam go przez całe moje życie. Gdy byłam w 4 klasie napisałam wypracowanie „Człowiekiem, którego najbardziej szanuję jest mój tata”. Nauczycielka poruszyła ten temat na wywiadówce. Jako jedyna w szkole napisałam o rodzicu jako osobie, którą najbardziej szanuje. Nie rozumiałam skąd to zamieszanie. Jak tylko usłyszałam temat wiedziałam, że będę pisać o ojcu. To była dla mnie taka oczywista oczywistość.
Jestem właścicielką szczęśliwego dzieciństwa. Gdy szłam w poniedziałki do szkoły nie rozmawiałam z dziećmi o tym co było w teleranku, ja go po prostu nie widziałam. Mój ojciec ciężko pracował przez cały tydzień, łącznie z sobotą. Mył się, jadł, trochę się z nami pobawił i trzeba było iść spać. Za to niedziela była dla nas. Mama krzątała się przy kuchni, a my nie wychodziliśmy z łóżka do południa. Łóżko zamieniało się w wielki plac zabaw. Na kołdrze lądowały książki, klocki, misie, zestaw doktora, warzywniak z wagą i cała masa innych rzeczy. Najbardziej jednak lubiłam leżeć na nim z rączkami pod brodą i słuchać bajek jakie dla mnie wymyślał. Zwlekaliśmy się dopiero na obiad a później razem z mamą szliśmy do parku albo w odwiedziny do jakiejś cioci. Gdy nie pracował zawsze miał dla mnie czas. Nigdy nie odtrącił mnie od siebie bo coś innego było dla niego ważniejsze. Całe moje młode lata rosłam w siłę bo wiedziałam, że jestem najważniejsza dla niego i dla mamy. Wiedziałam, że nie ma takiej rzeczy, której by mi nie wybaczyli. Dali mi ten niesamowity grunt, na którym mogłam budować samą siebie.
Czas jest niestety nieubłagany. Patrzę, jak tata bawi się z Kotem Psotem w chowanego. Widzę grymas bólu na jego twarzy przy każdym stawianym kroku. Nie wołam córeczki i nie mówię, że dziadziuś nie może się bawić bo go boli noga. Znam swojego ojca. Wiem, że te chwile z uśmiechem na ustach mojego dziecka są dla niego bezcenne. I wiem, że teraz moja kolej na dawanie. Mam tylko nadzieję, że będę umiała to zrobić.
Gdy dziękowałam im na uroczystości ślubnej, powiedziałam, że mam nadzieję że będę umiała dać swojemu dziecku tyle ile oni dali mi. Chciałabym żeby moje dziecko, było kiedyś ze mnie takie dumne jak ja ze swoich rodziców. Mam nadziej, ze mój mąż będzie tematem wypracowań mojej córki, a ja będę umiała jej dać bezwarunkową miłość. Gdy patrzę jak moja córeczka pokazuje mi „jaśka” i mówi „To dla mojego tatusia, wiesz?” mam nadzieję, że może całkiem nieźle zaczęliśmy…
Komentarze
Prześlij komentarz