Media nauczyły nas nazywać wojnę na Ukrainie konfliktem. I tak też funkcjonował on w mojej głowie do piątku. A konkretnie do piątkowego spotkania biznesowego. Spotkaliśmy się z kolegą z Dyrektorem Generalnym spółki, która prowadzi biznes również w Rosji i na Ukrainie. W rozmowie o strategii nie udało się uniknąć tematu wschodniego konfliktu. I to nie chodzi o to, ile on kosztował tą firmę finansowo. Chodzi o to, jak zdestabilizował ich filię na Ukrainie pod względem ludzkim.
W kraju, w którym ma miejsce ten „konflikt” mężczyźni dostają powołanie do wojska. Szef ich spółki w Kijowie dostał powołanie do wojska. Nasz rozmówca powiedział, że w rozmowie z tym człowiekiem nie wykazał się wyczuciem. Ponieważ żona ukraińskiego szefa będzie rodzić za 2-3 miesiące zaproponował mu, że firma wynajmie mu mieszkanie i może nią zarządzać tutaj z Warszawy. W odpowiedzi usłyszał: „A kto będzie walczył? Dostałem wezwanie i stawie się w jednostce. Zrobię to właśnie dla mojego dziecka”. Po tych słowach łzy nabiegły mi do oczu. Oczywiście trudno było je ukryć. „Ma pani małe dziecko?”-usłyszałam. Tak mam, mam małe dziecko i do tej pory miałam nadzieje, że tak jak ja, moje dziecko będzie się wychowywać w czasach pokoju. Skurczyło się we mnie wszystko. Żadna informacja medialna o tej wojnie nie trafiła do mnie tak, jak te kilka zdań zacytowanej rozmowy.
Wróciliśmy do biura i do końca dnia nie zrobiłam już nic konkretnego. Jakby ktoś położył na mnie ciężki kamień. Weszłam na stronę internetową, już ponad 2 tysiące zabitych. Kiedy wreszcie te taktowne media zaczną nazywać rzeczy po imieniu. Kiedy wreszcie zachód ruszy swoje wygodne tyłki i coś zrobi. Putin gra im na nosie, teraz będzie pomagał humanitarnie, pełna perfidia. Ale Putin już od kilku dni mówił o klęsce humanitarnej i o tym, że Rosja udzieli pomocy. Nie trzeba być wielkim mózgiem, żeby wysłać tą pomoc przed Rosją i przynajmniej w pewnym sensie ograniczyć im możliwość prowokacji w tym zakresie. Europa rozmawia z Putinem jak z równym sobie, a to jest chory psychopata nie uznający żadnego dialogu. Nie znający żadnych argumentów, poza argumentem siły.
A sankcje. Te najważniejsze, na które liczyłam są tylko pozorne. Brak dostępu do kapitału przez rosyjskie firmy nie obejmuje finansowań udzielanych przez konsorcja bankowe. Czyli, w zasadzie w ogóle nie ma tej sankcji, bo duże finansowania są udzielane wyłącznie w ten sposób. Takie im daliśmy sankcje, żeby ładnie wyglądały, zacytowane na pierwszych stronach gazet. A dlaczego je daliśmy? Ponieważ zginęło 300 obywateli Europy Zachodniej i Australii w zestrzelonym samolocie. Nie dlatego, że Rosja naruszyła suwerenność niezależnego państwa, tylko dlatego, że politycy nie mogli już stanąć przed wyborcami i powiedzieć, że nic się nie stało. Musieli zrobić ten krok, żeby uspokoić nastroje społeczne. I zrobili sankcje wydmuszki. Pozostaje mieć nadzieję, że może ich zwoje mózgowe pokuszą się o wejście na wyższy poziom, jak Putina będzie „naród ukraiński” witał jako jedynego słusznego władcę w Kijowie...
Komentarze
Prześlij komentarz