Jest we mnie, siedzi przyczajony i ujawnia się w najmniej odpowiednich momentach. Niepokój. Usiłuje go okiełznać, nie dać mu przestrzeni, nie pozwolić mu się rozpanoszyć. I gdy wydaje się, że już nad nim panuje, w najmniej oczekiwanym momencie on znowu daje o sobie znać. Staram się funkcjonować normalnie i sama do siebie nie dopuszczać myśli, że ten nowotwór niesie ze sobą zagrożenie dla mojego życia. Staram się, ale czasami strach zaciska się na moim wnętrzu a łzy wypełniają oczy. Tłumaczę sobie wtedy, że wszystko będzie dobrze, że na pewno się uda, że przecież mam 97% prawdopodobieństwo na to że wszystko będzie ok, że ludzie przecież wychodzą z trudniejszych sytuacji. Tak sobie tłumaczę a mój środek znienacka rzuca do mnie pytaniem „ A co będzie jak guz zacznie rosnąć a Ty nie zdążysz dojechać do szpitala, jak dostaniesz wylewu i już nic nie będzie można zrobić” Nienawidzę swojego środka za te pytania, nie chcę tych pytań. Chcę umieć się przeprogramować, umieć skupić się na tych 97 pozytywnych procentach.
Teraz będę znowu czekać, tym razem nie na termin konsultacji, tylko na termin naświetlania. Gdyby ktoś, kto pracuje w tych klinikach wiedział co znaczy dla chorego na guza mózgu usłyszeć „Zadzwonimy z terminem zabiegu”. Taki człowiek po prostu podświadomie cały czas czeka. Nie wiem dlaczego w Polsce to wszystko jest tak urządzone. Nie wiem dlaczego w naszym kraju nie szanujemy się nawzajem. Dla potwierdzenia tego, że można ten guz naświetlać wysłałam swoje badania do instytutu w Pradze. Tak, tam można wysłać badania na email profesora i dostać mailową opinię, czy guz nadaje się do naświetlania czy nie. Jakoś temu małemu krajowi udało się stworzyć normalny system opieki medycznej. U nas za to pacjent musi się zmagać nie tylko ze swoją chorobą ale jeszcze z poczuciem totalnej bezradności wobec tego cholernego systemu, od którego zależy jego życie. Odpowiedź przyszła następnego dnia. Miła, konkretna odpowiedź, wysłana przez profesora neurochirurgii. Ta opowiedz wniosła we mnie taką lekką wiarę w cud. Skoro drugi profesor neurochirurgii twierdzi, że naświetlanie jest mniej ryzykowne niż operacja na otwartym mózgu to przecież nie mogą się obaj mylić. Najwyraźniej te wszystkie prawdopodobieństwa obrzmienia są mniejsze niż komplikacje po operacji.
I gdy pojawia się znowu, zupełnie bez uprzedzenia i zaciska się na gardle, to ten mail od zupełnie obcego człowieka daje mi nadzieje….
Komentarze
Prześlij komentarz