nawet w grudniu jest wiosna... Nie jestem przesądna. Wręcz przeciwnie. Uważam trzynastego w piątek za najszczęśliwszy dzień w swoim życiu. Właśnie w ten dzień niespełna 4 lata temu zobaczyłam wymarzone dwie różowe kreseczki na teście ciążowym. Nikt mi nie wmówi, że to pechowy dzień.
Czasami jednak trzynastego, tak samo jak w każdy inny dzień, potrafi zwalić się na Ciebie za dużo. Ja miałam taki dzień właśnie wczoraj. Rano obudził mnie zatkany nos, który nie chciał mi pozwolić na dalsze swobodne oddychanie. Rano to mało powiedziane, czwarta rano. Byłam twarda, można spać nie oddychając przez nos. Niestety moja córeczka była dla mnie równie bezwzględna jak nos, obudziła się i co za tym idzie sprawiła, że ja nie mogłam dłużej spać godzinę później. Buuu, cóż za miły początek dnia, katar, gorączka i pobudka o 5 rano. Nic to twardym trzeba być nie miękkim. I tak siedzę na zwolnieniu na przyziębioną córeczkę, więc łyknę pół apteki i mi przejdzie.
Poranek z chusteczką przy nosie przerwał mi telefon z ZUS. No coś takiego, nie wezwali mnie pisemnie, nie postraszyli sądem pracy tylko kulturalnie dzwonią. Powrót do starej sprawy, pani musi mieć poza korektą zwolnienia również nowy formularz Z-15. Szkoda tylko, że ta miła pani nie powiedziała mi tego jak robiłam za kuriera pomiędzy ZUS a przychodnią. Mogę przesłać to faksem a później oryginał listem poleconym. Po długich pertraktacjach pani przystała na skan wysłany na email. No po prostu technologia przyszłości wkracza w mury ZUS. Znajduje formularz, wypisuję go w necie, wkładam do naszego kombajnu drukarko/kopiarko/skanera a on ani drgnie. Nic myślę sobie, zero paniki. Najprostrze rozwiazanie, zrestartuj drukarkę. Zero rezultatu. Telefon do przyjaciela. Mąż mówi, żeby spróbować podłączyć do drukarki inny laptop bo to pewnie problem ze sterownikami. Zero rezultatu. Odkładam ten problem na później.
Kurier przyniósł paczkę z mlekiem w proszku. Oddycham z ulgą, fajnie, że zdążyli, nie trzeba będzie poginać do sklepu. Otwieram paczkę, a tam zamiast zamówionych 6 pudełek jest 5. Nie, co jeszcze dzisiaj. Oczywiście moja wina, nie sprawdziłam, ale żeby kraść mleko dla dzieci. Szlak by trafił, 60 zeta do tyłu. No to już sobie zaoszczędziłam na kupieniu mleka przez allegro. Kontakt ze sprzedawcą zgodnie z przewidywaniami niewiele daje.
Mała pije mleko i zasypia jak aniołek. Zmęczona rannym wstaniem, a może widziała że mama jedzie na oparach i stwierdziła że nie będzie przeginać. Uwielbiam patrzeć jak śpi, brzuszek unosi się jej delikatnie a buźka jest taka niewinna.
Wracam do ZUS. Zrezygnowana podłączam do drukarki ostatnie urządzenie jakie mam w domu, maleńki, stary laptop, który służy głównie do oglądania bajek przez moją córkę. Zaskok, skaner ruszył. Jeden problem z głowy.
Mała płacze, biegnę, przytulam, śpi. Kilka minut tylko dla mnie znowu przerwane telefonem. Mama informuje mnie, że kurjer ma coś dla mnie z Orange. Nie, tylko nie to. Niczego nie zamawiałam. Pewnie znowu się pomylili. Mam już dość, kiedyś przysłali kurierem telefon, którego nie zamawiałam, później pomylili adresy i wysłali kuriera z umową na adres rodziców, teraz znowu chcą coś przesłać na mój stary adres. Odeślij ich matka z kwitkiem. Mama mówi, ze oddzwoni bo kurier ma być za 10 minut. Kilka spokojnych minut, domofon. Biegnę do drzwi na złamanie karku, żeby dzwonek nie obudził Małej. W drzwiach kurier z przesyłką z Orange. Ma w rękach tylko kopertę. Pewnie jakaś zmiana regulaminu, przeszło mi przez myśl. "Nie pokwituje panu zanim nie sprawdzę co jest w środku". Ku mojemu zdziwieniu pokwitowanie nie jest konieczne. Siadam na kanapie i otwieram kopertę. Nie chce mi się zaglądać do środka, oczami wyobraźni widzę już jakiś dziwny aneks, którego nie zamawiałam i który będę musiała odkrecać. Wyjmuję zawartość. Pojedyncza kartka, na której dziękują mi za przedłużenie umowy przez internet. Tak zrobiłam to kiedyś. I przesyłają mi bon sodexo na 100 zł jako prezent. Mama dzwoni, że kurier się jednak nie pojawił. Pojawił się mamuśka tylko u mnie.
Mój skarb się wybudza. Na zaspanej buzi maluje się uśmiech, jeden z tych, które rozświetlają oczy. "Mamusiu jeszcze się nie wyspałam, chcoć do mnie". Dostaję najwspanialszego przytulasa na świecie. Wygłupiamy się na materacu, później gramy w kształty. Znów domofon, tym razem ten, na który obie czekamy. Tatuś, woła Kot Psot i pędem do drzwi. Lubię tą chwilę, gdy staje w drzwiach a jego oczy cieszą się na nasz widok. Zapomniałam o ZUS, o brakującym mleku, o przesyłce z Orange. Jestem szczęściarą.
Komentarze
Prześlij komentarz