Ochrona zwróciła uwagę matce karmiącej córeczkę w gdańskiej galerii handlowej. Czytam i szlak jasny mnie trafia. Jeszcze jakaś nawiedzona matka wypowiada się, w tym samym artykule, że przecież w każdym miejscu publicznym są toalety i w tym oto dyskretnym miejscu można przecież nakarmić swoje dziecko. Krew mnie zalała. My kobiety mamy niesamowitą zdolność przywalania sobie nawzajem.
Zapraszam wszystkie „mądre mamy”, które uważają że publiczna toaleta jest wymarzonym miejscem do spożywania posiłków. Wyłożę pieniądze z własnej kieszeni, aby zaserwować im obiad na muszli klozetowej i będę życzyła smacznego. Zainwestuje nawet w zapachowe świece, żeby im uprzyjemnić zaprzyjaźnianie się z syfem i bakteriami.
Dajmy wreszcie spokój karmiącym matkom. Dlaczego w Polsce trzeba robić akcje społeczne, żeby zwrócić uwagę na sprawy, które w całym cywilizowanym świecie są zupełnie normalnie. Tramwaje warszawskie robią akcję „Bądźmy wrażliwsi dla kobiet w ciąży”, chwilę wcześniej jakaś akcja ustępujmy miejsca osobom starszym i niepełnosprawnym. Czy nam trzeba mówić oczywiste oczywistości?
Sama karmiłam swoją córeczkę piersią do skończenia 2 roku życia. Wiele razy robiłam to w tak zwanych miejscach publicznych. Do wszystkich, którzy uważają że karmiące matki mają przyjemność z emanowania nagością, puknijcie się ludzie w głowę. To jest oczywiste, że karmienie dziecka w spokoju, w domu jest optymalne dla dziecka i dla matki. Matka nie może się jednak zamknąć z dzieckiem w domu tylko dlatego, żeby nie zakłócać waszej przestrzeni. To wszystko poszło w jakąś chorą stronę. Celebrytki nakładające prześwitujące suknie eksponujące biust – zero komentarza, nagość ociekająca z co drugiego bilbordu – zero komentarza, tak naturalna rzecz jak kobieta karmiąca piersią – ciągła nagonka.
Kobietę fakt karmienia w miejscu publicznym stawia w dyskomfortowej sytuacji. Między innymi dlatego, że zastanawia się czy nikt się na nią nie będzie gapił, lub wręcz nie zwróci jej uwagi, że to niestosowne. Dlaczego my Polacy nie skupiamy się na sobie tylko na wszystkim dookoła. Karmiłam swoje dziecko piersią w kilku cywilizowanych krajach. Nikt, nigdy się tym nie interesował, gdy nawet przypadkowo napotykałam czyjś wzrok jedyne czego mogłam oczekiwać to delikatny uśmiech. Gdy karmiłam w samolocie Lufthansy, stewardesa przyniosła mi poduszkę pod rękę. W restauracjach we Włoszech, Portugalii, Hiszpanii a nawet Czarnogórze potrafiliśmy spędzić 2 godziny na lunchu bo Mała zasypiała przy piersi i dawaliśmy jej się wyspać. Wszyscy się uśmiechali, czasami pytali czy ściszyć muzykę. Nikt nie traktował nas jak intruzów, którzy zajmują stolik. Karmiłam Małą na trawie, na plaży, na ławce, w muzeum, w autobusie, w pociągu, na promie, w oceanarium, na pokazie delfinów, w zoo, na kamieniu przy górskim szlaku. Czułam się swobodnie, bo totalnie nikt się tym nie interesował.
W Polsce, co prawda nigdy nikt nie zwrócił mi werbalnie uwagi, ale niektórzy samym spojrzeniem potrafią sprawić, że człowiek ma dość. Czasami rezygnowałam z jakiś dłuższych wyjść z domu bo nie wiedziałam czy znajdę dogodne miejsce do nakarmienia Małej. Dlaczego za granicą mogę karmić wszędzie a w Polsce ta powszechna nagonka sprawiała, że szukałam specjalnych miejsc. I te rady, że zawsze można znaleźć mniej uczęszczane miejsce czy boczną alejkę w parku. Rozumiem, że lepiej wysłać karmiącą matkę na odludzie i narazić na spotkanie z jakimś psycholem? Ja zwyczajnie bałam się takich odludnych miejsc.
Nie wymagam od nikogo, żeby ustępował nam miejsca w autobusie czy tramwaju, żeby przepuszczał w kolejce na poczcie, nawet tego żeby przytrzymał drzwi gdy idziemy z dzieckiem i z wózkiem. Nie wymagam, żadnych uprzejmości, które są normalne w cywilizowanej Europie. Ale w zamian, zostawcie nas proszę w spokoju.
Komentarze
Prześlij komentarz