Od soboty jestem szczęśliwą posiadaczką owerloka kupionego w Lidlu. Podkreślam słowo szczęśliwą, bo jego posiadaczką jestem już od tygodnia. Tylko jak to z nowymi sprzętami bywa najpierw musiał swoje odstać. Stał tak sobie od poniedziałku do czwartku i jakoś nie mówił uszyj coś na mnie :). Człowiek musi sobie do wszystkiego znaleźć jakąś motywację. Moją była siostra, która dopytywała się jak tam owerlok, bo u niej w Lidlu jeszcze stały i zastanawiała się czy nie kupić. Pomyślałam sobie, że muszę go rozkminić przez weekend, żeby w razie czego mogła pójść w poniedziałek i kupić.
Siadłam do niego w piątek po położeniu spać Oleczki. Wszyscy w internecie narzekali na to, że maszynę się strasznie ciężko nawleka. Obejrzałam nawet film instruktażowy na youtube. Nawlekłam nitki bez problemu. Wzięłam kawałek dzianiny i zaczęłam szyć. Wychodziła mi z tego jakaś totalna porażka. Niezależnie od tego jakie naprężenie nici wybrałam, szew był ciągle za luźny. Poziom mojej frustracji sięgnął zenitu. Pomyślałam sobie, że tak to jest jak się chce zaoszczędzić na zakupie owerloka. Powiedziałam do męża, że niestety będziemy musieli odnieść go w sobote do Lidla, bo talerzyki nie trzymają napiętej nitki. Krzysiek zaczął ściągać filmiki z instrukcją obsługi. Ja jeszcze raz zajrzałam do instrukcji i oświeciło mnie, że włożyłam te nitki nie w miejsce gdzie są talerzyki naprężające nitki, tylko pomiędzy pokrętło a talerzyk. Przełożyłam je i świat się zmienił :). Moja maszyna szyła, może nie jak marzenie ale dawała radę. Później jeszcze okazało się, że można też zrobić zrobić taki a'la drabinkowy ścieg wykańczający. Przy tym ściegu złamałam jedną igłę a drugą wygięłam tak, że nie nadawała się już do użytku, ale co tam, straty muszą być. Jednak wieczorem szłam spać z takim lekkim niedosytem. Trochę brakowało mi ściegu, którym mogłabym podwijać rękawy i dół bluzy.
W sobotę stałam z innym nastawieniem i świeżymi siłami. Do końca przerobiłam ten ścig drabinkowy. Jest do wykorzystania, tylko trzeba mieć dużą wprawę żeby był równy. Wszystko przede mną. Później wykończyłam na owerloku sukieneczkę, którą zaczęłam szyć na wieloczynnościowej maszynie. Poszło mi zaskakująco szybko. Wykończenie szyi wyszło super i nic się nie marszczyło jak przy szyciu dzianiny normalną maszyną. W weekend uszyłam jeszcze 2 inne sukieneczki dla Oli :).
Komentarze
Prześlij komentarz