Przejdź do głównej zawartości

Gamma Knife

Jestem już po zabiegu. Poziom emocji jest taki, ze człowiek momentami czuje jakby niektóre rzeczy działy się poza nim.

Dotarłam do kliniki na 7.00. Panie w recepcji dawały mi do wypełnienia i podpisania jakieś dokumenty, które nie do końca przeczytałam. Potem krótki uścisk dłoni z Profesorem i do podpisania kolejny dokument. Tym razem niezbyt błahy. Musiałam podpisać oświadczenie, że jestem świadoma tego, że mogą mi zamontować ramę na głowie ale może nie dać się ustalić planu naświetlania i naświetlania nie będzie. Takie oświadczenie, że zgadzam się na wwiercenie 4 śrub aż do czaszki, zrobienie badań i nie zastosowanie naświetlania. Podpisałam, ale od tego momentu nogi miałam jak z waty. 

Po krótkiej rozmowie, profesor każdego po kolei prowadził do części szpitalnej kliniki. Tam poczekalenka – dwa małe stoliczki, dwie kanapy, dwa fotele i wielki telewizor na ścianie a w nim TVN24. Tego dnia miały być naświetlane 4 osoby. Każdemu po kolei nakładano ramę na głowę. Jedna z najmniej przyjemnych rzeczy z jaką miałam do czynienia w życiu. Na przywitanie dostaje się kieliszek „głupiego jasia”. Potem przymierzają do głowy taką stalową ramę, gdy już zdecydują, w którym miejscu będą ją przytwierdzać do czaszki, w czterech miejscach podają zastrzyk ze znieczuleniem. Sam zastrzyk jakoś nieprzeciętnie bolesny. Po kilku minutach zaczyna się gehenna, Rama zostaje przykręcona do czaszki czterema tytanowymi śrubami. Niby znieczulenie już działa ale  ja czułam się tak jakby wwiercali mi się w czaszkę. Taki silny, fizyczny ucisk na kość potyliczną, szczękę, czoło. Tak jakby mi mieli zmiażdżyć czaszkę. Straszne uczucie. Jak się już ma ramę można chwilę odetchnąć i później zabierają na rezonans magnetyczny. 

Ja tą całą najmniej przyjemną część związaną z nakładaniem ramy miałam robioną 2 razy. Ponieważ mam bardzo nisko umiejscowiony guz lekarze chcieli założyć ramę jak najniżej. Jak się jednak okazało, trochę przedobrzyli bo nie mogłam później z tą ramą zmieścić się w „hełm” do rezonansu. Więc jeszcze raz odkręcanie śrub, podnoszenie ramy i drugi raz to nieprzyjemne dokręcanie i uczucie gniecenia czaszki. Później w tej ramie i „hełmie” człowieka wpasowują w rezonans. Badanie jest mało przyjemne, bo głowa w zasadzie nie jest utrzymywana na szyi tylko na tych wkręconych śrubach. Pół godziny w usztywnieniu i niestety dowiedziałam się, ze coś w rezonansie nie wyszło i trzeba go powtórzyć. Szlak by trafił, ale nic idę jeszcze raz. Na drugim rezonansie było już lepiej ale jeszcze trzeba było uchwycić jakąś płaszczyznę i musiałam zaliczyć tomografię komputerową. Na szczęście tylko kilka minut.

Przed tomografia powiedzieli mi, ze nie wiadomo czy uda się zrobić plan naświetlania. Byłam obolała, psychicznie wykończona, miałam dość. Pomyślałam sobie, Boże błagam Cię niech oni zdejmą mi to z głowy. Niech mnie nie naświetlają, niech nic nie robią tylko po prostu zdejmą mi to i dadzą święty spokój. Po tomografii okazało, się jednak że udało się zrobić plan naświetlenia. Nikt tak długo jak ja nie siedział w tej ramie na głowie. Gdy już plan został opracowany miałam godzinne naświetlanie Gamma Knife. Samo naświetlanie można powiedzieć, że jest nawet przyjemne. Leży się pod kocem i słucha się muzyczki. Naświetlania nie odczuwa się w żaden sposób. Było tak miło i błogo, że o mało nie zasnęłam J. Później od razu idzie się na zdjęcie ramy. Jakaż ulga jak się już jej nie ma na głowie. Chociaż przez pewien czas tak delikatnie ruszałam głową jakbym ją jeszcze miała J. Po naświetlaniu totalnie nie czułam prawej strony głowy, nie miałam tam czucia. Teraz stopniowo wraca ale jest jeszcze duży obszar, na którym nic nie czuję. No i w miejscach po śrubach zrobiły mi się krwiaki. Ale taką przyjemność z 4 naświetlanych osób miałam tylko ja, bo byłam w tej ramie najdłużej.

Część stresu i nieprzyjemności związanych z zabiegiem skutecznie niwelował personel Gamma Knife. Począwszy od recepcji a skończywszy na kadrze profesorskiej wszyscy są mili, uprzejmi i pomocni. Tłumaczą Ci Twoje najdrobniejsze wątpliwości. Mimo, że mają dużo pracy, dają Ci takie poczucie, że jako pacjent jesteś dla nich najważniejszy. Czy klinika musi być prywatna, żeby pacjent mógł się tak poczuć? Nie wiem, może pomału zacznie się zmieniać w tą dobrą stronę J.


Kolega odebrał mnie z kliniki o 17.00. Przed 18 byłam już w domu. Lekko oszołomiona, bardzo zmęczona, z bólem głowy i krwią sączącą się w miejscach gdzie miałam śruby, ale w sumie w dobrej kondycji. Cieszyłam się, że mogę wtulić się w męża i być blisko mojej córeczki. Gdzieś w środku oczywiście  bałam się i wsłuchiwałam w swój organizm czy nie dzieje się nic złego. Ale byłam szczęśliwa, że już po wszystkim…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kamizelka na drutach – szybki tutorial

Cały czas z utęsknieniem czekam na wiosnę. Tęsknię za słońcem i lekkim ubraniem. W tamtym roku zrobiłam sobie na drutach dwa poncza. Bardzo mi się podobały i nadal mi się podobają. Jednak są dosyć niewygodne w noszeniu na co dzień. Na zdjęciach owszem wyglądają bardzo fajnie. Wystarczy jednak narzucić na ramię torebkę, każda z nas to robi, i już nie wiadomo jak ułożyć ponczo. Postanowiłam więc wydziergać sobie otulacz w postaci kamizelki. Robiłam go z myślą o wiośnie ale można go również nosić na cienkiej puchowej kurtce w mroźne dni. Otulacz jest bardzo prosty do zrobienia i myślę, że każda początkująca na drutach osoba może taki wydziergać. Poniżej opiszę jak dziergany był mój. Rozmiar S/M. Możecie sobie zerknąć na zdjęcia, jestem dość szczupłą osobą o wzroście 164 cm. MATERIAŁY: 10 motków włóczki Drops Andes, kolor 0519 ciemny szary Druty na żyłce 80 cm nr 15 Drut do robienia warkoczy OBJAŚNIENIA: Ściągacz : 2 oczka prawe, 2 oczka lewe.

Kominiarka dla dziewczynki

"Mamo zimno mi w policzki i w nos" usłyszałam od córeczki gdy szłyśmy rano do szkoły. Na zimny nos raczej nic nie poradzimy ale jeśli chodzi o policzki kominiarka powinna rozwiązać sprawę. Postanowiłam ułatwić sobie sprawę i znaleźć tutorial w necie. Sprawa nie była taka prosta, ale  najbliższa ideałowi była kominiarka ze strony  www.garnstudio.com . Czapka na stronie Garnstudio zrobiona była z włóczki Drops Delight, która ma w składzie  wełnę. Testy włóczek z różnym składem mamy z Olą za sobą. Jedyna wełna, która zdaniem Oli nie gryzie, to czysta wełna z merynosów. Kilka motków Drops Big Merino znalazło się w moim składziku z włóczkami. Łącznie poszło około 200 g włóczki. Trudno mi dokładnie powiedzieć, ponieważ wykorzystywałam resztki. Model ze strony Garnstudio robiony był na drutach 2,5 mm a ja do Big Merino używam 5 mm więc musiałam kombinować :). Na szczęście model był ciągle przy mnie i mogłam co chwilę mierzyć i dostosowywać do niej wymiar kominiarki. Ola niecier

Przeplatany sweter z kapturem - tutorial

Bardzo lubię wełnę Drops Andes. Jest gruba, szybko się z niej robi i nie drapie (przynajmniej mnie, bo moja córka jest innego zdania ;)). Postanowiłam zrobić z niej gruby sweter z kapturem do nakładania przez głowę. Długo zastanawiałam się nad wzorem. Czasami wydawało mi się, że najlepszy będzie po prostu prosty, później moje myśli skręcały do moich ulubionych warkoczy. W każdej opcji potrafiłam znaleźć coś złego ;). W końcu postanowiłam trochę poprzeplatać :). Dlaczego tak się zastanawiałam nad tym wzorem i nie byłam do końca pewna jakiego użyć? Bo tym razem, nie był to sweter dla mnie ani dla żadnego z moich bliskich, którego mogłabym się spytać jakim wzorem chce mieć zrobiony sweter. Sweter był robiony na aukcję Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i chciałam, żeby się po prostu komuś spodobał. Możecie go znaleźć i licytować pod tym linkiem  http://aukcje.wosp.org.pl/welniany-sweter-rozmiar-s-i6043828 .  Jeśli macie ochotę zrobić sobie taki sam p