Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2014

Jestem szczęściarą

Piątek 13.41. Za oknem świeci wspaniałe słońce, zaczyna się wiosna. Moja córeczka, gdy wczoraj zobaczyła krokusy powiedziała radośnie „Mamusiu, wiośna juś naplawdę przyszła, kwiatki ziakwitły”.   Kocham te moje 14 kilogramów szczęścia. Jak często myślę, że jestem szczęściarą? Pomyślałam tak wczoraj. Mąż rozbierał córeczkę do kąpieli. Śmieli się razem i dyskutowali zawzięcie. Patrząc w ich roześmiane oczy, pomyślałam jak bardzo ich kocham i jaką jestem szczęściarą, że ich mam.   Jak ważne jest, żeby czasami, chociaż na chwilkę przystanąć i dostrzec to co się ma a nie widzieć tylko to, do czego się goni. Ja nie chcę do niczego gonić. Jest mi dobrze tu i teraz. Z tym, że co rano mogę patrzeć w dwie pary zaspanych i najukochańszych oczu. Jedne takie maleńkie i niebieskie, które śmieją się do mnie mówiąc „Trzeba obudzić tatę, oć mama oć. Idziemy razem”. A drugie takie zaspane na maksa, ledwo widoczne spod opadających powiek. Wskakujemy pod kołdrę i wtulamy się w niego. Zanim rozpoczn

Meksyk

 Następny ponury dzień za oknem. Trochę wakacyjnych zdjęć na poprawę humoru. Wakacje bardzo często spędzałam nie tam gdzie chciałam. Wykupiony tramp po Wenezueli, przewodnik przeczytany od dechy do dechy, przegadany z przyjaciółką każdy aspekt naszego wspólnego wyjazdu. Wracam do domu. Pusto, nie ma siostry i psa. Wyrzucam coś do śmieci a tam cały obiad w koszu. „Coś jest nie tak” pomyślałam. Czekam, mija strasznie dużo czasu, nic. Dzwonię, słyszę w słuchawce zapłakany głos siostry.   Jej, do tej pory wspaniały facet powiedział, że to koniec. Sytuacja o tyle kuriozalna, że zwalił się do nas tego samego dnia ze swoimi wszystkimi rzeczami z akademika. Palant chciał sobie jeszcze pomieszkać z nami przez wakacje, ale się wysypał.  Jakim trzeba być totalnym bydlakiem bez klasy. Siostra rycząc wyrzuciła go z mieszkania. Wyglądało to trochę zabawnie, wychodził niosąc wszystko, co kilka godzin temu ledwo dali rade przynieść we dwoje. Wenezuela w planach a siostra w rozsypce. Mieli ra

Manipulacja

Manipulacja czyli ładniej opakowane oszustwo. Chyba powoli mam dosyć bombardowania mnie ze wszystkich stron kłamstwem w coraz to ładniejszym opakowaniu. Może jestem trochę przeczulona ale gdy dociera do mnie jakiś przekaz od razu zastanawiam się jaki efekt miał on wywołać. Czyli co manipulant chciał osiągnąć. I coraz rzadziej, znajduję wolną przestrzeń, w której nikt nie chce wywrzeć na mnie jakiegoś wpływu. Rano budzi mnie moja trzyletnia manipulantka, która jest w 100% skuteczna stosując wszystkie sobie znane sposoby w dostaniu rajstopek i sukieneczki w ulubionym kolorze, śniadanka jakiego sobie zamarzy i bajeczki przed przedszkolem. Muszę jednak przyznać, że jest to najprzyjemniejszy rodzaj manipulacji jaki znam. Przynajmniej na razie. Też nie jestem święta, przy wyjściu to ja stosuje wszelkie metody wpływu,   żeby zamiast na piechotkę pojechała wózkiem (15 minut zaoszczędzonego czasu) i żeby nie wzięła do przedszkola wszystkich zabawek ze swojego pokoju. I tak oto wzajemn

Coś z faceta

Stanowczo mam coś z faceta. I nie chodzi tu oczywiście o zewnętrzne cechy płciowe. Lubię piłkę nożną, szybko podejmuję decyzje, nie czytam kobiecych pism, nie lubię ckliwych filmów a dłuższy niż 2 godzinny pobyt w galerii handlowej muszę później odreagować. Piątek wieczór, mój mąż po strasznie nerwowym tygodniu w pracy padł. Padł w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie doczekawszy drugiej połowy meczu Lech Poznań:Podbeskidzie Bielsko-Biała położył się spać. A ja? Nie sięgam po pilota i nie przestawiam na jakieś babskie granie. Herbata z miodem, zapas chusteczek (ciągle leczę przeziębienie), rozkładam się na kanapie i oglądam dalej. Nie umiem powiedzieć dlaczego ale nie kibicuje Lechowi. Negatywnie na mój obwodowy układ nerwowy działa trener Rumak. I nie chodzi już o to, że Lech jest jakiś nijaki przy tym trenerze ale facet po prostu nie trzyma poziomu. Jego reakcje, komentarze - zostawmy bez komentarza, kto trochę ogląda polską Ekstraklasę wie o co mi chodzi. Skoro nie kibicuje Le

Wara od naszych piersi

Ochrona zwróciła uwagę matce karmiącej córeczkę w gdańskiej galerii handlowej. Czytam i szlak jasny mnie trafia. Jeszcze jakaś nawiedzona matka wypowiada się, w tym samym artykule, że przecież w każdym miejscu publicznym są toalety i w tym oto dyskretnym miejscu można przecież nakarmić swoje dziecko. Krew mnie zalała. My kobiety mamy niesamowitą zdolność przywalania sobie nawzajem. Zapraszam wszystkie „mądre mamy”, które uważają że publiczna toaleta jest wymarzonym miejscem do spożywania posiłków. Wyłożę pieniądze z własnej kieszeni, aby zaserwować im obiad na muszli klozetowej i będę życzyła smacznego. Zainwestuje nawet w zapachowe świece, żeby im uprzyjemnić zaprzyjaźnianie się z syfem i bakteriami. Dajmy wreszcie spokój karmiącym matkom. Dlaczego w Polsce trzeba robić akcje społeczne, żeby zwrócić uwagę na sprawy, które w całym cywilizowanym świecie są zupełnie normalnie. Tramwaje warszawskie robią akcję „Bądźmy wrażliwsi dla kobiet w ciąży”, chwilę wcześniej jakaś akcja u

Trzynastego

nawet w grudniu jest wiosna... Nie jestem przesądna. Wręcz przeciwnie. Uważam trzynastego w piątek za najszczęśliwszy dzień w swoim życiu. Właśnie w ten dzień niespełna 4 lata temu zobaczyłam wymarzone dwie różowe kreseczki na teście ciążowym. Nikt mi nie wmówi, że to pechowy dzień. Czasami jednak trzynastego, tak samo jak w każdy inny dzień, potrafi zwalić się na Ciebie za dużo. Ja miałam taki dzień właśnie wczoraj. Rano obudził mnie zatkany nos, który nie chciał mi pozwolić na dalsze swobodne oddychanie. Rano to mało powiedziane, czwarta rano. Byłam twarda, można spać nie oddychając przez nos. Niestety moja córeczka była dla mnie równie bezwzględna jak nos, obudziła się i co za tym idzie sprawiła, że ja nie mogłam dłużej spać godzinę później. Buuu, cóż za miły początek dnia, katar, gorączka i pobudka o 5 rano. Nic to twardym trzeba być nie miękkim. I tak siedzę na zwolnieniu na przyziębioną córeczkę, więc łyknę pół apteki i mi przejdzie. Poranek z chusteczką przy nosie przerwa

Męskie przyjemności

Pamiętam, wiele lat temu po internecie chodził dowcip w stylu co zrobić, aby uszczęśliwić kobietę i mężczyznę. Generalnie można było to uprościć do niekończącej się listy życzeń dla kobiety i dobrego jedzenia i dobrego seksu dla faceta. Uważałam, że to bardzo trafne podsumowanie. Mężczyzna usatysfakcjonowany seksualnie i kulinarnie to mężczyzna szczęśliwy. Teraz chce mi się z tego śmiać. Mężczyźni to jednak troche bardziej skomplikowane istoty a kobiety... Ostatnio coraz cześciej doceniam dobrą kuchnię, o tym drugim nie wspomnę... Wczoraj wyjechała teściowa, która okupowała nasze mieszkanie przez tydzień. Nie, nie pomyliłam się, nie odleciała na miotle tylko odjechała. To bardzo nieobciążająca kobieta, która twierdzi "Gość jak ryba po trzech dniach zaczyna śmierdzieć". I pilnowała zawsze tego terminu jak mieszkała w Polsce, ponieważ zmieniła miejsce zamieszkania na Londyn zasiedziała się dłużej. I nie byłoby problemu gdyby nie fakt, że dostarczając nam dużo kulinarnego s