Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2014

Inna ja

Zmieniamy się zawsze, to normalne, że jesteśmy inni niż kilka lat temu. Czasami jednak zmieniamy się radykalnie, w bardzo krótkim czasie. Takie zmiany zwykle są konsekwencją bardzo trudnych sytuacji, które nas spotykają. Jestem inna niż 2 miesiące temu. Inaczej myślę, inaczej czuję, inaczej odbieram piękno przyrody, zmieniły się moje oczekiwania zarówno te, które miałam do samej siebie jak i te w stosunku do innych. Niby ta sama ja, ale… Wydawało mi się, że moje życie jest takie jak każdego, czasami lepsze czasami gorsze ale generalnie ok. Uważałam się za dość szczęśliwą osobę ale zawsze chciałam jeszcze lepiej. Jak często gdy tak naprawdę powinniśmy być szczęśliwi i cieszyć się tym co mamy nie pozwolimy sobie na odczuwanie tego szczęścia i dążymy do czegoś więcej. Gdy otarłam się o śmierć, gdy patrząc na swoją bawiącą się córkę modliłam się do Boga żeby pozwolił mi ją wychować, gdy wtulona w kochającego męża myślałam Boże mam wszystko błagam nie pozwól mi umrzeć. Gdy płakałam

Gamma Knife

Jestem już po zabiegu. Poziom emocji jest taki, ze człowiek momentami czuje jakby niektóre rzeczy działy się poza nim. Dotarłam do kliniki na 7.00. Panie w recepcji dawały mi do wypełnienia i podpisania jakieś dokumenty, które nie do końca przeczytałam. Potem krótki uścisk dłoni z Profesorem i do podpisania kolejny dokument. Tym razem niezbyt błahy. Musiałam podpisać oświadczenie, że jestem świadoma tego, że mogą mi zamontować ramę na głowie ale może nie dać się ustalić planu naświetlania i naświetlania nie będzie. Takie oświadczenie, że zgadzam się na wwiercenie 4 śrub aż do czaszki, zrobienie badań i nie zastosowanie naświetlania. Podpisałam, ale od tego momentu nogi miałam jak z waty.  Po krótkiej rozmowie, profesor każdego po kolei prowadził do części szpitalnej kliniki. Tam poczekalenka – dwa małe stoliczki, dwie kanapy, dwa fotele i wielki telewizor na ścianie a w nim TVN24. Tego dnia miały być naświetlane 4 osoby. Każdemu po kolei nakładano ramę na głowę. Jedna z najmni

McDonald

Pomyślałam sobie, że jest już dobrze skoro potrafi mnie coś wyprowadzić z równowagi. Na zasadzie, że jak jesteś podłamany nie zwracasz uwagi na nic wkoło. A tu proszę bardzo. Obsłudze McDonald udało się mnie wyprowadzić z równowagi. Wchodzimy sobie do McDonald z mężem i córeczką. Mamy 25 minut do pociągu. Wybiegliśmy rano bez śniadania więc może kupimy chociaż sobie kanapki a Małej frytki i kurczaczki. Ucieszyliśmy się bo w środku pustki. Pan z obsługi od razu reaguje i podchodzi do kasy. Zamawiamy i dostajemy swój numerek. Mamy 20 minut więc spoko wodza zdążymy. Gdy czekamy na zamówienie słyszę zza pleców nieprzyjemny, zapijaczony śpiew. Przygarniam dziecko do siebie, mąż odruchowo staje pomiędzy nami a ewidentnie szukającym zaczepki mężczyzną. „Co już pośpiewać sobie nie wolno?” – rzuca podniesionym tonem pijak. Mąż obejmuje mnie i córeczkę i odwracamy się w drugą stronę.  Pijak znajduje sobie inne ofiary do zaczepki. Zamawia również kanapkę. Po zamówieniu odchodzi w głąb re

Menstruacja

Nie mówiłam o tym nikomu, ale strasznie się bałam. Na każdej konsultacji neurochirurgicznej słyszałam pytanie „Ale w ciąży pani nie jest?” albo „Dobrze, że Pani nie jest w ciąży”. Przy każdym takim pytaniu coś się we mnie w środku ściskało. Skąd miałam wiedzieć, że nie jestem? Mam wspaniałego męża i nie stosuje najskuteczniejszej metody antykoncepcji czyli abstynencji seksualnej. Nawet mój kolega, któremu powiedziałam o guzie stwierdził, jakie to szczęście że nie jestem w ciąży. Wiedziałam, że w ciążę się łatwo nie zachodzi, wiedziałam że prawdopodobieństwo jest małe, ale po tej diagnozie boję się już wszystkiego. Jeszcze oczywiście przez stres miesiączka się opóźniała. Ale jest. Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo z przeszywającego bólu w dole brzucha. Jest super. W końcu zeszło ze mnie to całe czarnowidztwo, bo ciąża plus nowotwór to już naprawdę można zwątpić. Wiec siedzę sobie w pracy razem ze swoim bolącym brzuchem i uśmiechniętą buzią. Ostatnio ta buzia doś

Niepokój

Jest we mnie, siedzi przyczajony i ujawnia się w najmniej odpowiednich momentach. Niepokój. Usiłuje go okiełznać, nie dać mu przestrzeni, nie pozwolić mu się rozpanoszyć. I gdy wydaje się, że już nad nim panuje, w najmniej oczekiwanym momencie on znowu daje o sobie znać. Staram się funkcjonować normalnie i sama do siebie nie dopuszczać myśli, że ten nowotwór niesie ze sobą zagrożenie dla mojego życia. Staram się, ale czasami strach zaciska się na moim wnętrzu a łzy wypełniają oczy. Tłumaczę sobie wtedy, że wszystko będzie dobrze, że na pewno się uda, że przecież mam 97% prawdopodobieństwo na to że wszystko będzie ok, że ludzie przecież wychodzą z trudniejszych sytuacji. Tak sobie tłumaczę a mój środek znienacka rzuca do mnie pytaniem „ A co będzie jak guz zacznie rosnąć a Ty nie zdążysz dojechać do szpitala, jak dostaniesz wylewu i już nic nie będzie można zrobić” Nienawidzę swojego środka za te pytania, nie chcę tych pytań. Chcę umieć się przeprogramować, umieć skupić się na tych 97

Po konsultacjach

Jestem po konsultacji w klinice, gdzie mogę naświetlić swojego wroga. Rzeczywistość nie jest tak piękna jak się wydawała. Ze względu na położenie guza, jego naświetlanie również wiąże się z ryzykiem „zejścia”. To znaczy nie samo naświetlanie, a to w jaki sposób guz zareaguje na naświetlanie. 2-3% oponiaków to guzy atypowe, mogą zacząć rosnąć po naświetlaniu. Taki rozrost może, poprzez ucisk tętnicy, przy której położony jest guz, spowodować wylew. Dwóch neurochirurgów poświęciło mi godzinę czasu. Przy analizie wyszło, na moje szczęście, że badanie RM sprzed roku mimo takiego opisu, nie było czyste. Pracownicy wielce szanownego Enelmedu nie zauważyli na RM guza mózgu. Na moje szczęście ludzie, którzy poświęcili mi w piątek swój czas, po prostu bardzo chcieli mi pomóc i dokładnie przeanalizowali zapisy badania. Żyłam sobie przez rok w błogim spokoju, a guz tam sobie rósł. Czy w naszym kraju lekarze nie mogą wykonywać swojej pracy bardziej rzetelnie. Nie mówię oczywiście o wszystkich

Oponiak

Taka jedna, krótka diagnoza przestawia do góry nogami życie twoje i twojej rodziny. Dwa tygodnie temu dowiedziałam się, że mam oponiaka. I teraz żyje jakby w ciągłym oczekiwaniu. Patrzę na telefon częściej niż zwykle, czekając na termin konsultacji neurochirurgicznej. Jest już nawet nieźle, bo potrafię o tym mówić bez dawki emocji, która odciska się łzami w oczach. Zdaniem neurochirurgów szczęściem w nieszczęściu jest to, że jest to oponiak a nie inny guz. Te guzy są zwykle w pierwszym stopniu złośliwości, więc najprawdopodobniej nie dają przerzutów. Lubię słowo najprawdopodobniej, jest małe prawdopodobieństwo. Uwielbiam to jak lekarze potrafią rozmawiać z pacjentem „To prosta operacja neurochirurgiczna. Może trwać nawet kilkanaście godzin. Ryzyko wyjechania nogami do przodu 2%, ryzyko wyjechania na wózku 5%. To naprawdę niewielkie ryzyko.” No to przecież co 50 pacjent schodzi panu na stole a co 20 wyjeżdża na wózku. Jak ja mam patrzeć w oczy 3 letniej córeczki biorąc na siebie tak

Nie mam siły

Mam 40 lat, wspaniałego męża, najcudowniejszą na świecie córeczkę i pracę, która niektórym wydawałaby się dobra a niektórym taka sobie. Według wszystkich znaków na niebie i ziemi powinnam być szczęśliwa ale dzisiaj wyjątkowo nie jestem. Szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz aż się zepsujesz. Cóż za bezczelna, szczera prawda. Ostatnio na każdym kroku życie udowadnia mi, że tak właśnie jest. Mam 40 lat i rzadko kiedy nie boli mnie kompletnie nic. Przyzwyczaiłam się już do bólu kręgosłupa i reumatycznych bólów stawów. Po prostu ze mną są. Ciężej jest z bólami głowy, do tych stanowczo przyzwyczaić się nie da. Poza tym można się nauczyć takich fajnych pojęć jak neuralgia podpotyliczna czy bóle klastrowe głowy. To wszystko może sprawić, że człowiekowi chce się takie wielkie NIC. Swoje bóle i niewygody można jeszcze jakoś znieść, ale niestety przyszedł czas, w którym moi rodzice zaczynają niedomagać we wszystkich obszarach zdrowia. Mieszkają w innym mieście, nie mogę im

Ile warta jest obietnica polityka???

Pewien poseł 9 tygodni temu zadeklarował, że zrzeknie się mandatu poselskiego, ponieważ nie ma już zaufania publicznego. Brak zaufania wynikał z opublikowanych przez Wprost nagrań polityka. Czas mija a poseł ma się dobrze, jego mandat również. Tak samo dobrze ma się jego konto bankowe, zasilane comiesięcznie pensją poselską, mimo braku tego pana na głosowaniach w sejmie. Koledzy posła wypowiadają się publicznie, jaka to będzie wielka strata jak zniknie on z polityki. Mdło mi się robi jak tego słucham. Bezczelny, arogancki, cwany do bólu „poseł nie do zastąpienia”. Wsadzający do spółek skarbu państwa swoich kolesi z ogólniaka, żeby w majestacie prawa zarobili wszyscy „przyjaciele króliczka”. A nawet jak jakiś jego kumpel okazywał się palantem i strasznym arogantem, to po odwołaniu go z jednego stołka znajdował mu miejsce w zarządzie państwowej spółki w innym mieście. Wszystko hulało, ale trzeba było jeszcze zadbać o biznesik żony. No i Ci nieszczęśni kelnerzy, jak oni mogli tak nag

Europa kontrastów?

Czuje się taka bezradna. Bezradna wobec okrucieństwa, o którym informacje zalewają mnie ze wszystkich stron. Okrucieństwa, którego doświadczają bardzo często niewinni ludzie znajdujący się przypadkiem w nieodpowiednim czasie i miejscu. Ostrzelany konwój z ludnością cywilną na Ukrainie, sukcesywne wymordowywanie jazydów i chrześcijan w Iraku, 2 tysiące ofiar konfliktu Palestyńsko-Izraelskiego, w tym 25% dzieci, totalny brak reakcji koncernów farmaceutycznych na dziesiątkujący Afrykańczyków wirus Ebola, wierzący różnych wyznań siejący nienawiść z imieniem Boga na ustach. Świat oparty na totalnym egoizmie, w którym jedyną wartością jest pieniądz zaczął mnie przytłaczać. Stajemy się okrutni dla siebie nawzajem. Mam wrażenie, że potrafimy patrzeć na nieszczęście i rozpacz innych bez emocji. Wydaje się nam, że to wszystko nas nie dotyczy. Bierne patrzenie na śmierć i cierpienie innych ludzi stało się naturalne. Donieck jest odcięty od wody i okrążony. A pod  spodem informacja, że zamiesz

Wojna na Ukrainie…

Media nauczyły nas nazywać wojnę na Ukrainie konfliktem. I tak też funkcjonował on w mojej głowie do piątku. A konkretnie do piątkowego spotkania biznesowego. Spotkaliśmy się z kolegą z Dyrektorem Generalnym spółki, która prowadzi biznes również w Rosji i na Ukrainie. W rozmowie o strategii nie udało się uniknąć tematu wschodniego konfliktu. I to nie chodzi o to, ile on kosztował tą firmę finansowo. Chodzi o to, jak zdestabilizował ich filię na Ukrainie pod względem ludzkim. W kraju, w którym ma miejsce ten „konflikt” mężczyźni dostają powołanie do wojska. Szef ich spółki w Kijowie dostał powołanie do wojska. Nasz rozmówca powiedział, że w rozmowie z tym człowiekiem nie wykazał się wyczuciem. Ponieważ żona ukraińskiego szefa będzie rodzić za 2-3 miesiące zaproponował mu, że firma wynajmie mu mieszkanie i może nią zarządzać tutaj z Warszawy. W odpowiedzi usłyszał: „A kto będzie walczył? Dostałem wezwanie i stawie się w jednostce. Zrobię to właśnie dla mojego dziecka”. Po tych słowac

Liga Plus Ekstra

Zawsze lubiłam oglądać Ligę Plus Ekstra. Taka kolejka ekstraklasy w pigułce, fajna atmosfera i komentarze i nieoceniony pan Sławek ze swoimi komentarzami decyzji   sędziowskich. Taki miły koniec weekendu gdy siadaliśmy z mężem i komentowaliśmy sobie przed telewizorem. Niestety ktoś się jakiś czas temu postarał, żeby zrobić w formule programu zmiany na gorsze. A wprowadzenie portretów psychologicznych piłkarzy przygotowywanych przez pana Melibrudę sięgnęło szczytu żenady. Totalnie nic nie wnosi, no chyba że ktoś chciał zrobić przerwę na siku i herbatkę. Myślę, że do tego jednak lepiej nadają się reklamy. Przynajmniej stacja zarabia a nie musi dopłacać.   Siła tego programu tkwiła w osobowościach Smokowskiego i Twarowskiego. Świetnie się wzajemnie uzupełniają, mają niesamowite wyważenie gdzie jest granica lekkiego zaczepienia gości a nie ich obrażenia. Prowadzą program z jajem, aż miło się go ogląda. Niestety coraz częściej zastępuje ich inna dwójka. I niestety właśnie wczoraj

Jan Paweł II

Na stronach Rzeczpospolitej przeczytałam dzisiaj, że nasi kochani parlamentarzyści nie mają co robić tylko kłócą się na temat jakiejś uchwały dotyczącej kanonizacji Jana Pawła II. Dlaczego nasi politycy zawsze muszą zrobić bydło? Po co było pchać się z jakąś uchwałą na ten temat? Czy każdy nie może sobie przeżyć tego wydarzenia tak jak chce, zgodnie ze swoimi odczuciami, ze swoim sumieniem? Czy do przeżycia tego dnia potrzebujemy uchwały Sejmu? Czy ja muszę płacić podatki w tym chorym Państwie na powalonych polityków? Czy już naprawdę władza nie ma się czym zajmować? Nie musieli podejmować żadnych uchwał, żeby w dniu jego śmierci kościoły były pełne. Nie musieli ruszać swoich tłustych zadów, żeby Al. Jana Pawła II tonęła w świetle zniczy przez kilka dni. Nie musieli głosować, żeby zwykli ludzie ze wzruszenia płakali na ulicach, żeby wykupili wszystkie bilety do Rzymu po to żeby go pożegnać. Nic nie musieli robić wtedy, teraz też niech sobie darują. Dla mojego pokolenia był to

Moje dziecko mną zawładnęło.

Zaczęłam pisać blog bo czułam taką potrzebę. Nawet się zastanawiałam. Czy to miałby być blog "rodzicielski" ale stwierdziłam, że nie wiem do końca o czym będę pisać więc się nie będę szufladkować. Wiele tematów mnie poruszało i myślałam, że będę to po prostu przelewać na blog. Ale z czasem widzę, że najlepiej mi się pisze o mojej córeczce, o mojej rodzinie. Lubię pisać o emocjach, o tym co mnie porusza. Piszę dla siebie. Hmm, może nie powinnam pisać bloga, może powinnam pisać do szuflady dla siebie. Nie wiem. Jestem szczęściara wychowaną w ciepłej, szczęśliwej rodzinie. Myślałam, że o miłości wiem wszystko. Myliłam się. Czekała na mnie miłość, której nie można ogarnąć. Pamiętam, że pierwszy raz poczułam to do męża. Czułam, że kocham go miłością, której nie rozumiem. Miłością, która spycha moje „ja” na drugi plan, miłością w której dobro drugiej osoby jest ważniejsze niż moje. Miłością, w której rezygnując z czegoś dla drugiej osoby nie traktujesz tego w kategorii poświ

Dlaczego???

Zadawałam sobie to pytanie podczas całego meczu Atletico Madryt z Barceloną. Gdy patrzyłam na grę Barcy byłam wkurzona i zdegustowana. Dobrze powiedział jeden komentator, że Barca była na tym meczu tak jak Gołota z dowcipów pod koniec swojej bokserskiej kariery. Chciał się witać a druga strona od razu nokaut. Atletico zaatakowało i strzeliło bramkę. Hmm, dobrze ze jedną bo moim zdaniem zanim się Barca trochę ocknęła mogły być trzy. Pisze trochę ocknęła bo przez cały mecz miałam wrażenie, że nie udało im się dość do siebie. Iniesta pozwalający przeciwnikowi zdejmować sobie piłkę z nogi w dziecinny sposób. Cesc Fabregas, któremu niewiele wychodziło. Messi, tracący 100% okazje i sprawiający wrażenie, że biegać to mu się specjalnie nie chce.   Ok., nie będę zjeżdżać wszystkich z Barcy, jedna koronkowa akcja Neymara czapki z głów. Tylko, że Messi zachował się tak jakby nie wiedział gdzie jest bramka. Po drugiej stronie David Villa, w szczytowej formie i z zapałem, który się przyjemnie oglą